W ciągu trzech dekad pracy reporterskiej Marcin Kołodziejczyk przejrzał na wylot współczesną Polskę, a przy okazji poznał dzisiejszą polszczyznę, zwłaszcza tę „prowincjonalną”. Z czasem jednak prawdziwe historie przestały mu wystarczać i zapragnął zmierzyć się z fikcją. Powieściowy debiut, „Prymityw”, znalazł się w finałowej siódemce nagrody Nike. Nowa powieść Kołodziejczyka – „Wartało” – udanie równoważy szaleństwo językowe i zajmującą historię. Historię do bólu ironiczną, a przy tym absolutnie przerażającą (to wszak „pierwszy w Polsce dreszczowiec psychologiczno-polityczny dziejący się w kieszonkowym środowisku”). Tytułowe Wartało to miasteczko gdzieś na wschodzie. Odcięte od świata i upadłe – brud, smród i ubóstwo tudzież ruja i porubstwo. Ale miejscowa klika ma się dobrze – ręka rękę myje, podejrzane interesy kwitną, układ się zacieśnia.
Marcin Kołodziejczyk, Wartało, Wielka Litera, Warszawa 2020, s. 384