„Morale mi padło, ale podłogę pozamiatałam” – mówi bohaterka „Wilczej rzeki” w schronisku dla kobiet. Grzegorzewska ciekawsza jest w prozie autobiograficznej – takie były wspaniałe „Guguły”, które zyskały nominację do Bookera, taka jest też „Wilcza rzeka”. Ta historia miała swój początek w pierwszych dniach pandemii, kiedy pisarka, mieszkająca w Wielkiej Brytanii, zaczęła razem z córką tułaczkę po wynajętych pokojach dla emigrantów. Tę swoją dramatyczną ucieczkę zapisywała Grzegorzewska początkowo na Facebooku, teraz dostajemy autobiograficzną powieść, w której rzeczywistość jest przekształcona, a całość skonstruowana i wielowątkowa. Jej bohaterka jest nieustannie na skraju, kilka razy metaforycznie pogrąża się w jakiejś wilczej rzece rzeczywistości. Ta książka przełamuje tabu i to nie jedno: Grzegorzewska bezpruderyjnie pisze o cielesności, seksualności kobiety, o seksie dojrzałych kochanków i o związku na odległość.
Wioletta Grzegorzewska, Wilcza rzeka, W.A.B., Warszawa 2021, s. 400