Książki

Bibliofile i faronauci

Recenzja książki: José Luis González Macías, „Światło na krańcach świata. Mały atlas latarni morskich”

Okładka książki „Światło na krańcach świata. Mały atlas latarni morskich” Okładka książki „Światło na krańcach świata. Mały atlas latarni morskich” mat. pr.
Ten literacko-graficzny leksykon jest przy okazji nie tyle atlasem geograficznym, ile historycznym.

Z książką hiszpańskiego pisarza i grafika José Luisa Gonzáleza Macíasa „Światło na końcach świata” jest jak z każdą z opisywanych przez niego latarni – już z daleka przyciąga wzrok. Wszystko dzięki zaprojektowanej osobiście przez autora szacie graficznej, w której każdy element idealnie do siebie pasuje – od pasiastego biało-czerwonego grzbietu, przez okładkę i wyklejki z sylwetkami latarni, aż po mapy i ilustracje. Do wykonania realistycznych, pełnych szczegółów rysunków latarni González Macías użył jedynie czterech kolorów – białego i czarnego, którym naszkicował latarnie i elementy krajobrazu, brudnoseledynowego, zarezerwowanego dla zbijającego się w jedno ogromu nieba i wody, oraz niewielkiej żółtej plamy światła wysyłanego z laterny.

Całość, mimo osobliwego piękna ukrytego w mariażu techniki i przyrody, sprawia dość ponure wrażenie. To nie przypadek – historie związane z opisywanymi przez autora latarniami są zazwyczaj posępne i groźne na romantyczny sposób. Za każdą z 34 sportretowanych w książce latarni morskich (i jednej śródlądowej) z całego świata – od Nowej Zelandii po Alaskę, od Chile po Sachalin – kryje się opowieść o samotności, wygnaniu, odosobnieniu, zmaganiach z okrutnym żywiołem, nierzadko też o szaleństwie, chorobie, śmierci (czy to dlatego autor zaznaczył na mapach latarnie niewielkimi czerwonymi punktami, które wyglądają jak krople krwi?). Ale to także opowieści o heroizmie, miłości i prawdziwej pasji – w tym pasji samego autora, który swoją książkę kieruje szczególnie do faronautów, czyli miłośników latarni, oraz bibliofilów. Jak również do wielbicieli zajmujących historii.

„Światło na krańcach świata” jest bowiem nie tylko edytorsko zniewalającym minileksykonem latarni morskich – jest też zbiorem poświęconych im tekstów opisujących kulisy budowy każdego z obiektów oraz związanych z nimi historii. Historii, dodajmy, najprawdziwszych, choć wiele z nich wygląda, jakby były literackim zmyśleniem. Jest wśród nich opowieść o latarniku z Rosji, który mimo postępującej ślepoty zachował stanowisko, o latarniku z Nowej Zelandii, który odkrył nieznany gatunek ptaka, a jednocześnie stał się mimowolnym i nieświadomym sprawcą jego zagłady, o bohaterskiej dwunastolatce ratującej rozbitków, wreszcie o licznych przypadkach ciążących nad latarniami klątw. González Macías nie zapomina o literackim potencjale latarni, opisując pośród innych również te obiekty, które zainspirowały Juliusza Verne’a, Edgara Allana Poego czy Virginię Woolf do napisania ich klasycznych dzieł.

Można także czytać „Światło na krańcach świata” jako opowieść o końcu pewnej epoki, jako podzwonne dla zawodu latarnika (część opisanych latarni wyłączono z użytku, ogromną większość zautomatyzowano w ostatnich latach) lub nawet szerzej – jako nostalgiczny hołd dla trudu i piękna ludzkiej pracy. W takim kontekście ten literacko-graficzny leksykon jest przy okazji nie tyle atlasem geograficznym, ile historycznym.

José Luis González Macías, Światło na krańcach świata. Mały atlas latarni morskich, tłum. Patryk Gołębiowski, Wielka Litera, Warszawa 2021, s. 158

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną