Felietonista „Polityki”, wybitny znawca dziejów polskiego kabaretu i rozrywki, wziął tym razem na warsztat ich najbardziej mroczny czas. Po obu stronach: hitlerowskich obozów koncentracyjnych i sowieckich łagrów. Przedsionek piekła był i tu, i tam. Czy w takim miejscu można się śmiać? Czy ten śmiech to jeszcze był humor, satyra, czy tylko potworny sarkazm, który – przez dystans do rzeczywistości – ratował człowieczeństwo? Groński w opisywanych przez siebie historiach znajduje uzasadnienie słów Ortegi y Gasseta, iż chcemy być „komediowani” – „w każdych warunkach, każdym czasie”.
Przedmiotem satyry może być wszystko: bony na jedzenie, ciasnota, brud, śmierć („Jest dobrze – nie mają już amunicji” – mówi jeden Żyd do drugiego przed szubienicą). Ale humor codzienny, uliczny, służył również informacji – poprzez aluzję, broń na czasy najgorsze. Przez kartki tej książki przewijają się fascynujące osobowości, jak Rubinsztajn, błazen warszawskiego getta, pieśniarka Wiera Gran czy tancerka Franciszka Mann, nie mówiąc o takich legendach jak Lopek Krukowski, Fryderyk Jarosy czy Hanka Ordonówna. Ci ostatni jednak ukazują się tu w nieznanych, dramatycznych epizodach życia.
Wstrząsający jest opis ostatnich dni Króla Szmiry – Andrzeja Własta, twórcy polskiej rozrywki („Ja się boję sama spać”, „Czy pani mieszka sama”, „Już nigdy”; zawdzięczamy mu nawet słowo „przebój”), recytującego w gettowym kabarecie tragiczne wiersze i ignorowanego przez publiczność. Albo zrezygnowanego Boya, którego w sowieckim Lwowie posadzono na jubileuszowym tronie dokładnie tak samo jak w jego własnych „Słówkach”.