„Gdy tata miał pięćdziesiąt osiem lat, przebył udar, ja w tym wieku miałem zawał” – pisze Mikołaj Grynberg w książce o umieraniu, ale przede wszystkim o życiu i miłości do niego. Od umierania się zaczyna, ale pisarz dba o dramaturgię, więc ta historia ma kolejne momenty pełne napięcia. Przede wszystkim zaskoczeniem jest to, że od pierwszych stron często się uśmiechamy, nawet w dramatycznych sytuacjach. Pierwsze spotkanie z ratownikami z karetki, którzy nie rozpoznają zawału, ma w sobie momenty komiczne. Potem wszystko mogło potoczyć się źle, gdyby pacjent słuchał ratowników. Na szczęście nie słucha i w ostatnim momencie trafia do szpitala. Grynberg pilnuje zdania i puenty, jest uważnym obserwatorem siebie i swojego otoczenia, podobnie jak wcześniej Miron Białoszewski, autor „Zawału”. Łączy ich ciekawość tego, co się dzieje dookoła, wspólnoty pacjentów.
Mikołaj Grynberg, Rok, w którym nie umarłem, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2025, s. 144