Za co i po co
Recenzja książki: Alice Lugen, „ZATO. Miasta zamknięte w Związku Radzieckim i Rosji”
Gdyby Sowieci i potem Rosjanie nie pobudowali miast zamkniętych, to trzeba by je wymyślić. I byłby to dreszczowiec. Rozsiane po całym kraju ZATO (zakrytoje administratiwno-tierritorialnoje obrazowanije) to jednostki specjalnego przeznaczenia, odizolowane i otoczone drutem kolczastym. Tak pomyślane, by tylko mieszkańcy, głównie naukowcy z rodzinami i wartownicy, mogli się połapać w mylących adresach. Kto błądzi i błąka się bez celu, jest natychmiast podejrzany. Dawniej nazywano je łagrami, co nie nasuwa dobrych skojarzeń. Powstawały, by w najściślejszej tajemnicy pracować nad bronią jądrową, biologiczną i budować rosyjską potęgę kosmiczną. Nawet Jurij Gagarin by tu nie wszedł bez przepustki. A jeszcze trudniej się wydostać, choćby i na pogrzeb w rodzinie. Chyba najbardziej upiorne są opowieści o ZATO, które pracowały nad bronią biologiczną. Tyfus dziesiątkuje ludność? Ciekawe, wykorzystajmy ten potencjał. Tak to mniej więcej funkcjonowało.
Alice Lugen, ZATO. Miasta zamknięte w Związku Radzieckim i Rosji, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025, s. 312