Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Twarzą w twarz

Obłęd wzmaga talent literacki.

Mit niezrównoważonego psychicznie „artysty przeklętego" przetrwał wszystkie rewolucje medyczne i wciąż sądzi się, że obłęd wzmaga talent artystyczny, zwłaszcza - literacki. W osobliwy sposób łączy się to z twórczością kobiet. Jak wiemy z odkrywanych przez feministki dziejów twórczości kobiecej, bardzo często patologiczne stany przypisywane im kiedyś (np. histeria), były tak naprawdę manifestacją stłumionych, choćby przez wciśnięcie w mieszczański gorset żony i matki, zdolności twórczych.

Taką genealogię ma również twórczość Tove Ditlevsen (1918-76), jednej z najwybitniejszych pisarek duńskich XX stulecia, która w Danii ma status postaci kultowej, a u nas pozostaje nieznana. Ditlevsen całe życie cierpiała na depresję, borykała się z traumą nieszczęśliwego dzieciństwa, z despotyczną matką i ojcem lekceważącym artystyczne ambicje córki. Chcąc umknąć konwenansom, które młodą wykształconą kobietę skazywały na mieszczańską egzystencję kury domowej, uciekała w twórczość, lekomanię, a w końcu - w obłęd i próby samobójcze, z których to ostatnia okazała się niestety udana. Kiedy jednak pisała, powstawały rzeczy wyjątkowe. Ditlevsen traktowała literaturę jako terapię i zarazem ucieczkę od nękających ją lęków oraz pole eksperymentu z własnym „ja". Podobnie jak Anna Kavan, znana z niedawno wydanego po polsku „Lodu", pisała książki wizyjne, pełne paranoi i narkotycznych zwidów.

W pierwszej publikowanej po polsku powieści „Twarze" mierzy się z własną chorobą psychiczną. Oto Lise, pisarka, autorka książek dla dzieci, mieszka z mężem i trojgiem dzieci. Nagle staje się znana i doceniana, ale wystawiona w ten sposób na widok publiczny, okupuje to stopniową wewnętrzną dezintegracją: wydaje jej się, że cały świat spiskuje przeciwko niej, mąż z opiekunką do dzieci chcą ją wpędzić w psychozę w zmowie z lekarzem, dzieci się od niej odsunęły etc. Nad wszystkim zaczyna dominować halucynacja tytułowych twarzy - bohaterka niby widzi na wskroś, ale zarazem traci kontakt w rzeczywistością, słyszy głosy, podejmuje rozpaczliwą próbę samobójczą i ląduje w szpitalu psychiatrycznym.

Jednak aby poznać przyczyny, musimy się cofnąć znacznie dalej, do początku. W życiu rodziny od dawna zapanował chaos, za który odpowiedzialni są niedojrzali dorośli. Panuje tu moralna dwuznaczność i emocjonalne porażenie. Mąż bohaterki sypia z kim popadnie i spokojnie rozmawia o tym z żoną, matka nie jest w stanie zająć się dziećmi i oddaje je pod opiekę despotycznej opiekunki Gitte, pełniącej dodatkowo rolę okazjonalnej „pocieszycielki" męża. Małomiasteczkowa prostaczka zaczyna nagle dominować nad życiem Lise, przejmuje od niej dzieci, męża, w końcu dom. Talent pisarki tkwi w jej halucynacyjnym stylu, który każe wątpić zarówno w spisek, jak i czystość intencji otaczających Lise ludzi. Popadamy w podobną co bohaterka paranoję i nie jesteśmy w stanie odróżnić prawdy od przywidzenia.

Ditlevsen ukazała, jak nadwrażliwość połączona z wrodzoną nam skłonnością do wzajemnego okrucieństwa, daje wybuchową mieszankę. Nazwała własne lęki i odtworzyła wychodzenie z depresji, ale my jako czytelnicy nie wiemy, gdzie kończy się prawda życia, a zaczyna zmyślenie literatury. Odprawienie tych bolesnych egzorcyzmów było konieczne, aby móc zedrzeć tytułową „twarz", zakłamującą prawdziwe ja. To właśnie upiorne role i maski, jakie narzuca nam życie w społeczeństwie, sprawiają, ze jesteśmy nieszczęśliwi. W intensywności analizy psychologicznej autorka przypomina Ingmara Bergmana: to tak, jakbyśmy nałożyli na siebie „Personę" i „Sceny z życia małżeńskiego", bo indywidualny dramat bohaterki łączy się tutaj z odwiecznymi pytaniami o tożsamość i o niemożliwość związku z drugim człowiekiem. Najważniejsza jest jednak podróż psychiczna, jaką trzeba odbyć, żeby stać się sobą.

Tove Ditlevsen, Twarze, tłum. E. Frątczak-Nowotny, Kojro 2007

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną