Wizyta u Benedetta Croce
Przejeżdżamy autobusem przez cały Neapol i znajdujemy się w jakiejś nieznanej dla mnie dzielnicy, dość wysoko w górze. Jedno dla mnie jest jasne, że to jest stara część miasta. Mijamy trójkątny plac z barokowym monumentem i odnajdujemy wąską, ożywioną uliczkę. Jedną jej stronę zajmuje stare, ciężkie, czarne pałacysko, całkiem nieoświetlone. Tam właśnie mieszka Croce.
Po szerokich i płaskich renesansowych schodach drapiemy się na bardzo wysokie drugie piętro. Po drodze dowiaduję się, że samego Crocego nie zobaczę. Nie wychodzi on już ze swojego pokoju i tylko rzadko kogo przyjmuje u siebie. Ma on obecnie osiemdziesiąt sześć lat i chociaż umysł jego pozostał zupełnie jasny, rozmowa, a zwłaszcza z cudzoziemcami, męczy go bardzo. Croce ożenił się późno z jedną ze swoich uczennic i mimo podeszłego wieku ma cztery młode córki. Trzy z nich mieszkają z nim razem lub w Neapolu i stanowią najbliższy sztab współpracowniczek wielkiego uczonego. Są jego sekretarkami, maszynistkami, urzędniczkami, a przede wszystkim czcicielkami. Otwiera nam drzwi stara służąca i odbiera od nas okrycia. Mieszkanie wydaje się olbrzymie i zajmuje całe piętro ponurego pałacu. Pokoje są duże i wysokie i światła wydają się czy są przyćmione. Ma się wrażenie przygnębiającego półmroku. W pokojach, przez które przechodzimy, stoją olbrzymie szafy pełne zakurzonych książek. W jednym z tych pokojów pod kątem do siebie stoją dwie czarne szafy różne od innych. Rena pokazuje mi je i mówi, że to są wszystko dzieła Crocego - „pana senatora", jak się mówi w domu - oryginały i przekłady na języki obce. Napisał całą bibliotekę. Przede wszystkim zaczął od historii, on pierwszy że tak powiem „postawił na nogi" historię Neapolu i to mnie właśnie tu sprowadza w związku z moimi pomysłami powieściowymi.