Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Język czarny

Recenzja książki: Wojciech Bonowicz, "Wybór większości"

Wiele wydarzyło się w języku.

Wznowienie "Wyboru większości", debiutu poetyckiego Wojciecha Bonowicza z 1995 roku, okazało się znakomitym pomysłem. Ponowna lektura tych wierszy uświadamia, jak wiele wydarzyło się w języku poety od tamtego czasu. Pozwala też na nieco inne spojrzenie na jego strategię pisarską i wreszcie - najważniejsze - potwierdza, że możliwa jest zupełnie inna formuła poezji religijnej niż ta, do której przywykliśmy. Bonowicz zdecydowanie wychodzi poza dogmatyzm teologiczny oraz poza oczywistą w swoim optymizmie nadzieję na pojednanie z bóstwem, odrzuca także zużyty język formuł sakralnych. Innymi słowy, będąc religijny, wcale nie zamierza być pobożny.
 
Wznowiony zbiór obejmuje także wiersze, które dotąd nie były publikowane w formie książkowej. Zamieszczone zostały one w części zatytułowanej "Wiersze z okolic". Partia debiutancka wydaje się jednak tak mocnym i tak wyrazistym wejściem do literatury, że przyćmiewa teksty, które następują po niej. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że w późniejszych tomikach - "Hurtownia ran" (2000), "Wiersze ludowe" (2001), "Pełne morze" (2006) - Bonowicz zrezygnował z najbardziej ekstremalnych fraz, które debiutowi przydały niezwykłej siły. I to za ich pośrednictwem zostajemy wyprowadzeni poza obszar łatwo dostępnego życia. A religijna problematyka, która stoi tu w centrum rozważań, stroni od poszukiwania i wskazywania śladów obecności - do czego autor skłaniać się będzie w późniejszych książkach. W debiutanckich wierszach dominuje bowiem to, co inne, nie dające się poznać ani opisać. W tych warunkach sacrum pozostaje groźną nieprzewidywalnością. Dlatego do podjęcia próby wyrażenia go potrzebny jest język inny - jak najbardziej złożony.

Reklama