Książki

Fragment książki "Księga ksiąg utraconych"

Od Szekspira do Sylvii Plath, od Homera po Hemingwaya, od Dantego po Ezrę Pounda - wszyscy wielcy autorzy napisali książki, których nigdy nie będę mógł mieć. Cała historia literatury była zarazem historią strat literatury.

W naturze literatury leży to, że się ją pisze; nawet dzieło przechowywane pierwotnie w tradycji ustnej staje się naprawdę literaturą, kiedy zostaje zapisane. Cała literatura istnieje zatem za pośrednictwem jakiegoś medium: czy to wosku, czy kamienia, gliny, papirusu, papieru, czy nawet - jak w wypadku peruwiańskiego języka supełków kipu - sznura. Istniejąc zatem w formie materialnej, literatura podziela wrażliwość materii. Sprzysięgają się przeciwko niej wszystkie żywioły: ogień i powódź, odbierające wilgoć niszczycielskie powietrze i sprzyjające rozkładowi iły ziemi. Papier od początku był bezbronny: można go podrzeć na strzępy i zmiąć, zaplamić i zetrzeć. Niezliczone istoty żywe, od pasożytów i grzybów po owady i gryzonie, mogą go zjeść; potrafi on nawet zjadać sam siebie, spalając się we własnych kwasach.

Najprostszą formą utracenia książki jest zniszczenie. Choć rzymski poeta Horacy głosił, że „wzniósł pomnik nad spiż trwalszy", wyrażał jedynie nadzieję, którą żywił w stosunku do swego dzieła, a nie pewność. Dziewiętnastowieczny poeta Gerard Manley Hopkins spalił całą swą wczesną twórczość, kiedy postanowił poświęcić życie pięknu Boga. James Joyce z rozdrażnieniem cisnął w ogień Stefana bohatera, pierwszą wersję Portretu artysty w czasach młodości, lecz nie przeszkodził żonie w uratowaniu tego, co się dało. Michaił Bachtin na zesłaniu w Kazachstanie zużył swoją pracę o Dostojewskim do zwijania skrętów, wypaliwszy zresztą wcześniej całą Biblię.

Brak jest pewnych pism, więc zakładamy, że uległy zniszczeniu. Sokrates, kiedy oczekiwał w więzieniu na egzekucję, opracował wersyfikację bajek Ezopa.

Reklama