Widmo krąży po Europie - widmo polskiego hydraulika. Polak z kluczem do rur, le plombier polonais, pojawił się we francuskiej debacie publicznej wiosną 2005 roku i zmienił bieg historii. Upiór ze Wschodu, który miał odebrać zarobek panu Dupontowi, przeraził Francuzów do tego stopnia, że powiedzieli „nie" tej samej Europie bez granic, którą sami wcześniej wymyślili.
Wielu Polaków najpierw zafrapowało, że ich wędrujący rzemieślnik storpedował projekt konstytucji europejskiej. Potem poczuli się docenieni. Jeśli stu pięćdziesięciu polskich hydraulików (więcej ich nie było) mogło spowodować panikę w kraju, w którym brakuje około sześciu tysięcy plombiers, to w polskiej sztuce hydraulicznej musi być coś szczególnego.
Wkrótce Polska Organizacja Turystyczna przygotowała stronę internetową, na której przystojny hydraulik (beztrosko, a jednak jakże obiecująco, z kolankiem w garści) uspokaja Francuzów, że nie przyjedzie, za to oni są mile widziani w Polsce i to jak najliczniej. I roześmiała się cała Europa. Najweselej śmiali się Brytyjczycy, którzy zawsze próbowali zranić francuska pychę, ale nigdy im się to nie udawało.
Żyjemy w osobliwych czasach. Półtora wieku od „Manifestu Komunistycznego" („Widmo krąży po Europie - widmo komunizmu") robotnik znowu budzi trwogę. Tym razem nie wymachuje sztandarem, nie próbuje obalić ustroju, nie wygląda nawet na mściciela krzywd. Chce tylko pracować. Zaprawdę nie żąda zbyt wiele. I właśnie to przeraża. Że tak mało żąda.
Dwieście lat temu, na przykład, spierano się w Europie o granice. Zawsze znalazł się ktoś, kto chciał je przenosić. Teraz - i przez wiele jeszcze lat - będziemy się spierać o ludzi, którzy przenoszą się sami, ciągnąc za sobą granice niewidzialne. Ingerencja polskiego hydraulika w historię Francji to tylko początek dłuższego dramatu.