Książki

Fragment książki "Dziennik nieobyczajny"

31. Zbudziłem się o świcie, nie wiedząc, gdzie jestem ani kim jestem. Marny dzień. Oprzytomniałem dopiero po chwili, wsłuchując się w pochrapywanie psa. Spał obok jakby nigdy nic, mocno przekonany, że wszystko dzieje się gdzieś daleko i nie ma większego znaczenia; może dlatego pozwalam mu bezceremonialnie włazić pod kołdrę.

Ludzie pochylają się nad zwierzęciem nie z miłości do natury, ale do siebie; są słabi, a widząc słabość innych, całkowitą, bezbronną, czują się odrobinę lżej.

Bóg ciebie słyszy, ale radzić sobie musisz sam, mówi jakaś filmowa postać z telewizora, gdy wyglądam przez okno. A co ze zwierzętami? Co z psem? Czy też często dopada go wrażenie, że jutro i pojutrze to coś, co już dawno minęło? Jak sobie z tym radzi?

Jerzy Nowosielski powiedział mi kiedyś, że to anioły obdarzyły zwierzęta ich kształtem; każdy pies jest doskonały w swojej psiej postaci.

- Dobrze, mówię, ale czy wie o tym?

Nowosielski: - No tak, ale czy wiedza ta byłaby mu do czegokolwiek potrzebna?

Zastanawiające, że najchętniej mówimy o zwierzętach ciepłokrwistych, oswojonych i udomowionych. Mówimy tak, jakbyśmy opowiadali o ludziach.

O zdolność myślenia abstrakcyjnego w jego zaczątkach podejrzewa się niektóre małpy człekokształtne. Nie stwierdzono, utrzymują naturoznawcy, jakoby pies rozumiał cokolwiek więcej ponad parę konkretnych sytuacji.

Graham Green, pisarz katolicki, napisał kiedyś, że „zwierzęta nie znają rozpaczy", ale ktoś zauważył mądrzej: „w przypadku krańcowego bólu role zostają odwrócone; ludzie wydają zwierzęce krzyki, zwierzęta - ludzkie".

Jean Prieur: „Sky-terrier Bobby spędził czternaście lat na grobie swego pana, starego pasterza. Schodził z niego tylko raz dziennie, by przyjąć strawę od litościwego restauratora.

Reklama