Delikatna uroda, blada, przypudrowana cera, wystylizowany strój – tak wygląda Ronald Firbank na zdjęciach z początku XX w. Postać ta wyłania się mimochodem ze wszystkich jego tekstów, dlatego świetnym pomysłem było uzupełnienie „Studium temperamentu”, zbioru jego wczesnych utworów, anegdotami o jego życiu. To dopiero druga książka po „Zdeptanym kwiatuszku” przełożona na polski. Krytycy mu współcześni nie bardzo wiedzieli, co robić z jego dziwacznymi powieściami. Trudno bowiem szukać w nich tradycyjnie rozumianego celu i sensu.
We wczesnych utworach Firbanka sporo znajdziemy scen salonowych, w których jednak od rozmów o uczuciach – brzmiących jak z tandetnego romansu – ważniejsze okazują się rozmyślania o zmianie fryzury, fakturze sukienki czy kolorze włosów. Takie przesunięcie perspektywy to stały efekt prozy Firbanka, który zazwyczaj koncentruje narrację na czymś drugorzędnym, wydobywa jakiś element z tła: zasłony, kapelusze, brokat. Te właśnie dekoracje albo poboczne myśli domagają się szczególnej uwagi. Nie tylko w literaturze, ale i w życiu. Ponoć w ostatnim liście przed śmiercią Firbank tłumaczył się przyjacielowi, że nie mógł przyjąć go w hotelu, wcale nie z powodu choroby, ale dlatego, iż tapeta w pokoju była okropna.
Styl Firbanka naśladowali pisarze z nurtu kamp. On sam przypominał egzotycznego ptaka albo niespotykany kwiat. Zawsze był wszak wierny zasadzie głoszonej przez Oscara Wilde’a: „Pierwszym obowiązkiem w życiu jest być tak bardzo sztucznym, jak to tylko możliwe”. Tylko wtedy można wymigać się od nudy i tworzyć sztukę.
Ronald Firbank, Studium temperamentu, przeł. Grzegorz Jankowicz i Andrzej Sosnowski, Biuro Literackie, Wrocław 2009, s. 89
- Kup książkę w merlin.pl