Należał się Księciu z Maisons-Laffitte taki pomnik. Przecież zwłaszcza po 1989 r. przedstawiciele polskich elit prześcigali się w zapewnieniach, że wychowali się „na ‘Kulturze'" (choć z czasem niektórzy się z tych deklaracji cichaczem bądź z szumem wycofywali, bo okazało się, że legendarne pismo i jego Redaktor inaczej niż oni postrzega krajową rzeczywistość i nie waha się ganić politycznego zacietrzewienia). Mimo to w wolnej Polsce aż 20 lat trzeba było czekać na pierwszą z prawdziwego zdarzenia biografię Jerzego Giedroycia.
Tyleż monumentalną (blisko 600 str. plus kalendarium ważnych dla środowiska „Kultury" wydarzeń i osobne biogramy kluczowych jego reprezentantów), co solidnie udokumentowaną nie tylko kwerendą archiwalną i biblioteczną, ale także dziesiątkami świadectw, ocen oraz przednich anegdot osób, które miały szczęście „na Laficie" bywać (m.in. Leszka Kołakowskiego, Krzysztofa Kozłowskiego, Stefana Mellera, Adama Michnika, Marka Nowakowskiego, Aleksandra Smolara, Barbary Toruńczyk, Andrzeja Walickiego i... Jerzego Wiatra). Wreszcie: świetnie, w dziennikarskim stylu i tempie, przez Magdalenę Grochowską napisaną. Efektem jest nie tylko zajmująca opowieść o jednej z najważniejszych postaci Polski (a w zasadzie wschodniej Europy) drugiej połowy XX wieku, lecz również reportaż historyczny o oporze wobec komunizmu i uległości wobec systemu oraz o sporach ideowych i politycznych strategiach w kraju i na Zachodzie. Ale też o polskiej literaturze i kulturze tego czasu, doli i roli emigrantów politycznych, a w końcu o zanikającej już sztuce redagowania poważnego, nie schlebiającego publiczności i mającego odwagę iść pod prąd, pisma opiniotwórczego.
Choć Grochowska nie kryje szacunku dla swego bohatera, nie waha się stawiać pytań o zasadność niektórych jego politycznych diagnoz. Analizuje zwłaszcza wracającą u Giedroycia przy okazji kolejnych przesileń w kraju tezę o potrzebie ofiar - więzień, a nawet krwi - w walce o niepodległość. Ale dręczy ją też - i nie tylko ją - pytanie: jakim Giedroyc tak naprawdę był człowiekiem? Przekonuje, że wizerunek „politycznego zwierzęcia" (sam tak o sobie mówił) pełnego dystansu do ludzi i instrumentalnie ich traktującego, nie wyczerpuje całej złożoności, owszem, niełatwego charakteru twórcy „Kultury". Miał w sobie przecież coś, co sprawiało, że nawet ci chłodno potraktowani dalej go zwykle szanowali.
Nawet najbliżsi współpracownicy Redaktora przyznają, że nie są pewni, co dawało mu siłę, by przez lata dokonywać dramatycznych często wyborów - także emocjonalnych i osobistych. Wiedzą tylko, że dzięki temu była „Kultura".
Magdalena Grochowska, Jerzy Giedroyc, Świat Książki, Warszawa 2009, s. 686