Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Ślepi na Gułag

Recenzja książki: Dariusz Tołczyk, Gułag w oczach Zachodu

Niewyobrażalna skala sowieckich represji

"Niech będzie przeklęty ten, kto wyjdzie stąd i będzie milczał" - wyrył kiedyś na ścianie łagrowego karceru jeden z milionów więźniów sowieckiego Gułagu. Okazało się, że choć niektórzy z ocalałych misją życia uczynili opowiedzenie wolnemu światu o naturze dyktatury, rzadko kto ich słuchał, a jeszcze rzadziej im wierzył. Obojętne pozostały zwłaszcza opiniotwórcze i polityczne elity.

Powodów, dla których Zachód długo odrzucał świat relacje o sowieckim terrorze, było wiele. Prawda o zbrodniach sowieckich nie była dostępna bezpośrednio w takim stopniu, jak prawda o zbrodniach hitleryzmu. Żołnierze alianccy, wyzwalając nazistowskie obozy, zastali w nich niepodważalne dowody ludobójstwa. Wiadomości tyczące masowych mordów z Sowietach pochodziły jedynie od świadków - a wspomnienia łatwo zakwestionować. Zwłaszcza że komunistyczna machina propagandowa, prócz chwytów prostackich, używała też narzędzi wyrafinowanych. Symbolem jej działań stały się potiomkinowskie spektakle dla zachodnich intelektualistów i dziennikarzy, organizowane w stworzonych na pokaz obozach i więzieniach. Łatwo wykorzystywała również zwykły oportunizm i osobiste interesy wielu z nich.

Swoje robiła także zwykła kalkulacja polityczna: ZSRR był przecież cały czas ważnym graczem politycznym i partnerem gospodarczym. Choć więc z czasem demokratyczny świat zaczął potępiać Moskwę za represje, to nie wykazywał w tym ani wielkiej stanowczości, ani konsekwencji.

Kto wie, czy nie najważniejsza była jednak niewyobrażalna skala sowieckich represji. Z podobnego powodu Zachód długo odrzucał przecież raporty o Holocauście - także zagłada Żydów wydawała się „nie do pomyślenia" dla racjonalnie myślącego człowieka XX w.

Reklama