Mój gospodarz Masoud napisał SMS-a, że spróbuje mnie przyjąć i że mam zadzwonić do niego po wylądowaniu, wybieram więc jego numer.
– What’s up, bro? – odzywa się miły, niski głos, przemawiający do mnie czystym slangiem amerykańskich przedmieść. Mówi, że oddzwoni za kilka minut z instrukcjami, dokąd mam się kierować. Masoud zmienia mój przyjazd w niezły film szpiegowski.
Jeden ze współpasażerów wykorzystuje moje oczekiwanie, aby po pięciominutowej pogawędce zaprosić mnie na swoje wesele na północy Iranu. Niestety, w tym terminie jestem już umówiony z Yasmin na oglądanie pól bitewnych, dlatego z ciężkim sercem odmawiam. Potem odmawiam jeszcze raz. I jeszcze raz. Rozmówca powtarza bowiem zaproszenie trzy razy.
***
KODEKS GRZECZNOŚCIOWY TAROOF
Irańczycy niekiedy proponują przybyszom niesamowite rzeczy: bezpłatne przejazdy taksówką, darmowe dywany, zakupy gratis na straganie. Jeśli nie potraktujesz tego jako wyrazu kurtuazji, popełnisz olbrzymią gafę.
Podstawowa zasada mówi: zawsze uprzejmie odmawiaj dwa razy. Dopiero gdy rozmówca powtórzy propozycję trzeci raz, możesz być pewien, że mówi serio i że będziesz mógł ją przyjąć, nie narażając drugiej osoby na utratę twarzy.
To okrutne, ale zwrot Taarof nakone! („To nie taarof!”) również może być elementem taroof.
***
Masoud wysyła mi SMS-a z opisem drogi, który mam pokazać taksówkarzowi. Niestety, moja komórka nie odtwarza perskich znaków, podchodzę więc do najbliższej jaskrawożółtej taksówki, wybieram numer gospodarza i przekazuję telefon kierowcy. Pojazd mija żwirowiska oddzielone od drogi szpalerami palm oraz ronda ze starannie przystrzyżonymi eukaliptusami i figurami zwierząt morskich. Samochody są tu większe i nowocześniejsze niż w Teheranie, mniej jest saip i peugeotów, za to więcej hyundaiów, toyot, a nawet widziałem kilka mercedesów.