Świąteczna niespodzianka Boba Dylana
Recenzja płyty: Bob Dylan, "Christmas in the Heart"
Korzystając z przykładu, który dają centra handlowe, postanowiłem wprowadzić już teraz wątek świąteczny. Pewnie bym się tak nie pospieszył, gdyby nie dość szczególna płyta, która ukazała się w połowie października. Mam na myśli najnowszą propozycję Boba Dylana „Christmas in the Heart”. Nie wdając się w zawiłości skomplikowanych aspektów światopoglądu artysty, trzeba powiedzieć, że ten album to wielkie zaskoczenie. Nie dość, że Dylan, po raz pierwszy w swej jakże bogatej karierze, postanowił zaprezentować się publiczności w repertuarze bożonarodzeniowym, to jeszcze oparł go w 100 proc. na pieśniach tradycyjnie przypominanych o tej porze roku.
Nie uległ pokusie wstawienia choćby jednego własnego utworu, co w przypadku tak twórczego i płodnego muzyka jest dodatkową niespodzianką. W rezultacie otrzymujemy piętnaście dobrze znanych piosenek świątecznych o Bożym Narodzeniu, świętym Mikołaju, dzwoneczkach, śniegu czy Betlejem, śpiewanych charakterystycznym szorstkim i zmęczonym dylanowskim głosem. Dysonans? Nic podobnego. Ten niesamowity artysta robi, jak zwykle, wszystko po swojemu i do tego jeszcze robi to świetnie. Na jednej płycie mamy tradycję i Święta, rock and rolla i bluesa i, przede wszystkim, Dylana wciąż w świetnej formie. Aż szkoda, że mimo wysiłków centrów handlowych już w styczniu trzeba będzie te płytę na rok odłożyć na półkę.
Bob Dylan, Christmas in the Heart, Columbia 2009