Większości miłośników muzyki rozrywkowej nazwisko Dave’a Stewarta kojarzy się natychmiast z Annie Lennox i zespołem Eurythmics. Skojarzenie prawidłowe, tyle tylko, że Eurythmics nie istnieją od lat. Po rozpadzie zespołu Stewart nie zaprzestał działalności artystycznej, koncentrując się na pracy w rolach producenta i kompozytora. W tym charakterze współpracował m.in. z saksofonistką Candy Dulfer i nawet z ...rosyjskim duetem t.A.T.u. Jednak raz na jakiś czas w Stewarcie na szczęście budzi się wykonawca i wówczas artysta wchodzi do studia z materiałem napisanym specjalnie dla siebie.
Fani Stewarta wykonawcy musieli czekać na jego nową płytę „The Blackbird Diaries” aż 13 lat, ale było warto. Nowy album artysty został nagrany w Nashville, w studiu Martiny McBride. Płyta powstała w Stanach nieprzypadkowo – to bardzo amerykański album, przesiąknięty klimatami rockowymi i bluesowymi. Są tu ślady Dylana, ale też Rolling Stonesów. Muzycy towarzyszący Stewartowi to starzy wyjadacze z Nashville, co jeszcze podkreśla „rootsowy” charakter płyty. Ponadto – choć Stewart kokieteryjnie twierdzi, że większość piosenek z „The Blackbird Diaries” napisał pospiesznie, na kolanie, mamy tu do czynienia z zestawem bardzo dobrych, melodyjnych i dopracowanych utworów. Ta płyta to miła niespodzianka dla miłośników rzetelnego rockowego muzykowania.
Dave Stewart, The Blackbird Diaries, Surfdog Records