Muzyka

Głos przesłania piosenki

Recenzja płyty: Tom Waits, "Bad as Me"

materiały prasowe
Skąd te dzikie okrzyki entuzjazmu, jakimi powitano płytę „Bad as Me”?

Dobrze, że głośniki nie przekazują w pełni ekspresji wokalisty, bo przy słuchaniu kolejnych płyt Toma Waitsa zostałbym już wielokrotnie opluty bryzgami śliny. Na takim charkocie można zetrzeć jabłko, można tak mięsisty tembr kroić i sprzedawać na wagę. Amerykanin nagrywa płyty z nowym repertuarem coraz rzadziej, za to od prawie 30 lat – odkąd jako współautorka wspiera go żona Kathleen Brennan – na idealnie równym, świetnym poziomie. Powtarzają się również współpracownicy. Na nowym albumie mamy znów Marca Ribota i Lesa Claypoola, nawet grający w aż czterech utworach (i w jednym śpiewający!) Keith Richards już u Waitsa występował.

Skąd więc dzikie okrzyki entuzjazmu, jakimi powitano płytę „Bad as Me”? Otóż świat muzyczny coraz mocniej uświadamia sobie, że Waits nas wszystkich oszukał. Od początku opisywany jako oryginał i outsider amerykańskiej piosenki, był już od dawna jej centralną postacią, wielkim klasykiem – bardziej dziś niezawodnym niż sam mistrz Dylan. Głos przesłaniał ludziom wybitne piosenki, które lśnią i na nowej płycie, choć powoli zaczynają się układać w rodzaj pięknego pożegnania – jak ballada „Last Leaf” i kończący album znanym szkockim motywem ludowym „New Year’s Eve”.

Tom Waits, Bad as Me, Anti

Polityka 45.2011 (2832) z dnia 01.11.2011; Afisz. Premiery; s. 75
Oryginalny tytuł tekstu: "Głos przesłania piosenki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
28.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną