Nowa bohaterka popu porzuciła długie nazwisko (Ella Maria Lani Yelich-O’Connor) dla pseudonimu Lorde, a za to wielki świat bardzo szybko (ma 17 lat) wydobył ją z kraju, który wydaje się w muzyce rozrywkowej raczej prowincją (Nowa Zelandia). Trudno uwierzyć w dużą świadomość muzyczną u tak młodej osoby, ale skoro stoi za nią lokalny 30-letni producent Joel Little, w wielkim świecie nieznany, to najwidoczniej głównym czynnikiem był talent. Album „Pure Heroine”, który podbija amerykańską listę bestsellerów i właśnie ukazał się w Polsce, tylko to potwierdza. Lorde wydaje się na nim kimś pomiędzy następczynią nostalgicznej Lany Del Rey (którą przypomina warunkami głosowymi) a konkurentką dla Aluny Francis z modnego elektronicznego duetu AlunaGeorge. I jest to pod każdym względem rozsądny kompromis między muzyką do słuchania w radiu i do tańca, przynoszący kilka zaskakująco wręcz dobrych piosenek („Ribs”, „Team”). Pozostawia nadzieję na to, że ta nastolatka tytułową heroiną zostanie na dłużej.
Lorde, Pure Heroine, Universal