Debiutujący dużą płytą 21-letni Anglik George Ezra Barnett – niczym brazylijscy piłkarze (ostatnio trochę mniej utalentowani) podpisujący się tylko imionami – śpiewa w takim stylu, że w telewizji powiesiliby przed nim kotarę, żeby robić z wieku niespodziankę. Bo trudno uwierzyć, że lat nie ma przynajmniej dwa razy więcej. Albo choć tyle, co nieco starszy Paolo Nutini, może jeszcze Caleb Followill z grupy Kings of Leon. To są wokalne punkty odniesienia dla nagrań George’a Ezry. Muzycznie zakotwiczonych w bluesie, starych piosenkach folkowych i rockandrollach. Podobają mi się u niego te głupawe i zabawne momenty, w których przenosi nas w przeszłość nie tylko brzmieniem głosu, ale też swoistą naiwnością tematów i porównań. Jak „Cassy O’”, gdzie opowiastka o traceniu dziewczyny okazuje się historią awarii zegarka casio. Dostosuję do tego tonu własny werdykt na temat przyszłości George’a Ezry: przyniesie nam niemało miłych chwil, jeśli tylko nie będzie się zbytnio spieszyć. Choć zarazem trudno mieć do chłopaka pretensje, że z takim głosem nie został zegarmistrzem.
George Ezra, Wanted on Voyage, Columbia