Kings of Leon są w ciągłej podróży między niebem i piekłem. Jeśli akurat nie rozkochują w sobie tysięcy fanów na koncertach, to wystawiają na ciężką próbę swoją bratnią miłość.
Za talentami wokalnymi dziś trudno nadążyć. Może dlatego, że mało z nich zostaje w domu, większość pcha się do talent show, radia albo i bezpośrednio na rynek płytowy.
Mniej więcej rok temu w tym miejscu chwaliłem płytę „Pressure&Time” kalifornijskiego zespołu Rival Sons.
Chłopcy z Nashville grają bardziej jak popowi Anglicy niż rockowi Amerykanie.