Muzyka

Ocalony

Recenzja płyty: Iggy Pop, „Post Pop Depression”

materiały prasowe
Słychać, że gra zespół, a nie solista z przystawkami. A to, poza poziomem wydawnictwa, jeszcze jedno zaskoczenie. Bowie byłby dumny.

Przeżył Davida Bowiego, choć jako jego rówieśnik, artystyczny protegowany i kompan (prawdopodobnie) podczas mitycznej wyprawy do Warszawy zawsze wyglądał na starszego. Iggy Pop przeżył też odejścia kolegów z The Stooges i pozostaje zakonserwowaną legendą, pierwszą punkową iskrą o coraz niższym na starość, ale wciąż niezłym głosie. Pomysł wspólnych nagrań z młodszym o ćwierć wieku Joshem Homme’em, który z kolei uniknął niedawno śmierci na scenie paryskiego Bataclan, dziś wygląda na sojusz cudem ocalonych, ale w istocie jest artystycznie logiczny. Efekt zaskakuje o tyle, że nie prowadzi do jakiegoś hałaśliwego rockowego katharsis, tylko oznacza powrót Popa (trochę jak u Bowiego w późnych nagraniach) do własnego dojrzałego repertuaru z lat 70. Pełna rezygnacji, ponura i powściągliwa w dawkowaniu mocnych wrażeń płyta to również dzieło gitarzysty Deana Fertity (The Dead Weather) oraz perkusisty Matta Heldersa (Arctic Monkeys). W przyszłych klasykach, takich jak „Vulture”, „Sunday” czy „American Valhalla”, słychać, że gra zespół, a nie solista z przystawkami. A to, poza poziomem wydawnictwa, jeszcze jedno zaskoczenie. Bowie byłby dumny.

Iggy Pop, Post Pop Depression, Caroline

Polityka 12.2016 (3051) z dnia 15.03.2016; Afisz. Premiery; s. 89
Oryginalny tytuł tekstu: "Ocalony"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną