A już prawie zapomnieliśmy, że laureat Paszportów POLITYKI był i jest wokalistą zespołu Vavamuffin... Teraz się przypomina z najnowszą płytą swojej rodzimej kapeli, i bardzo dobrze, bo to płyta udana. Niby kontynuacja stylu i treści znanych z dotychczasowych dokonań, ale swoje robią niuanse. Na przykład testowanie konwencji. Energetyczna „Ferajna” ze znakomitą nawijką Pablopavo, tudzież nie gorszych Groga i Regeneratora, sąsiaduje z refleksyjnym „Tatuażem”, „korzenne” raggamuffin w piosence „Sztany Katana” konkuruje z balladową „Ostatnią piosenką” i tak dalej. Całe to rozpychanie się łokciami wewnątrz wybranej kiedyś konwencji „chuligańskiego reggae” ma swój głęboki sens, bo po pierwsze dowodzi, że ta muzyka nie skończyła się na Marleyu i Toshu, a po drugie – że w polskim wykonaniu wcale nie musi przypominać groteskowej podróbki Jamajczyków. No, a poza wszystkim – proszę posłuchać, jak to jest zagrane: uważnie, z feelingiem, bez niepotrzebnego napięcia, czyli z szacunkiem, ale bez kompleksów wobec czarnych braci z Karaibów czy londyńskiego Brixton.
Vavamuffin, V, Karrot Commando