Ze swoimi płytami Tinsley Ellis gościł na łamach POLITYKI już parokrotnie. Zmieniały się tytuły piosenek i albumów, ale nie muzyka. Kompozytor, gitarzysta i wokalista z Atlanty od lat pozostaje wierny blues-rockowej formule z okazjonalnymi wycieczkami w stronę soulu. Swoją najnowszą płytę zatytułował przekornie „Ice Cream in Hell” („Lody w piekle”). Wbrew tytułowi, zebrane na niej utwory nie różnią się aż tak ekstremalnie pod względem nastroju. Owszem, jest i ballada o nieszczęśliwym uczuciu („Hole in My Heart), i rock and roll („Sit Tight”), jest bardzo dobry kawałek tytułowy, ale nade wszystko – królująca w każdym z utworów mistrzowska gitara. Ellis nie odkrywa nowych lądów, jedynie potwierdza, że na jego terenie mało kto może z nim stanąć w szranki, choćby w przypadku solówki w „No Stroll in the Park”. Kończy płytę siedmiominutowym, pełnym rozpaczy wyznaniem „Your Love’s Like Heroin”, które powinno skruszyć najtwardsze serca.
Tinsley Ellis, Ice Cream in Hell, Alligator