Muzyka

Randolph lepszy niż prozac

Prawdziwa gra, prawdziwe instrumenty.

Muszę tu nadrobić pewne niedopuszczalne przeoczenie. Chodzi o pozycję wydaną w 2006 r. Jakieś stare, jeszcze z jesieni, liście przykryły tę świetną płytę i dopiero teraz przeciąg ją odsłonił. Bohaterem jest tu Robert Randolph. Randolph gra po mistrzowsku na gitarze zwanej u nas hawajską, a u nich „pedal steel”. Nazwa tego instrumentu kojarzy się natychmiast z tradycyjnym brzmieniem muzyki country.

W przypadku Roberta R. trudno o bardziej błędne skojarzenie. Wraz z zespołem The Family Band Randolph daje na swoim pedal steelu takiego ognia, że nawet depresyjnym melancholikom chce się żyć i uśmiechać. Rewelacyjna mieszanka bluesa, funky, soulu i rocka (bez country!) wypełnia po brzegi album „Colorblind”. Warto, żeby nasi twórcy, pracowicie kopiujący na swoich komputerach królujące na listach przebojów amerykańskie taśmowo produkowane przeboiki, posłuchali Randolpha i jego stalowej gitary. Może wówczas zorientowaliby się, na czym polega prawdziwe granie na prawdziwych instrumentach.
 

Robert Randolph & The Family Band, Colorblind, Warner 2006
 

  
 

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną