Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Muzyka

Jeżeli komuś mało Bonamassy...

Gość wymiata.

…to proszę bardzo! Cóż za gratka dla miłośników talentu tego wspaniałego amerykańskiego gitarzysty! Grał w Polsce, zachwycał kolejnymi płytami (według mojego rachunku siedmioma), ale gość tak wymiata, że ciągle nam mało. No to zapraszamy do sklepów płytowych po najnowszy, podwójny album „Live from Nowhere in Particular”, czyli „Na żywo z różnych miejsc”. I co z tego, że znamy większość utworów, co z tego, że to ten sam Joe Bonamassa, a nie jakieś jego nowe, zaskakujące wcielenie? Nic z tego – gitara brzmi pięknie, nastrój koncertowy podnosi temperaturę, a głośniczki aż się uśmiechają, jak im dać trochę więcej mocy. Ta muzyka to miód na serce blues- i rockmaniaków.

Sam Joe przyznał kiedyś, że największe wrażenie zrobiły na nim takie płyty jak pierwszy album Mayallowskich Bluesbreakers z Claptonem (wykonuje tu zresztą kompozycję Mayalla „Another Kinda Love”), „Irish Tour” Gallaghera i „Goodbye” Creamów. Czy mając takie wzorce można pobłądzić? Bonamassa nie błądzi. Oferuje nam fantastyczną dawkę prawdziwej muzyki na najwyższym poziomie. Szybko, wolno, rockowo, nastrojowo, w sumie bombowo. Szkoda, że nie ma polskiego odpowiednika sformułowania „Bonamassa is smoking”, bo jak się tej płyty słucha, to może momentami pójść dym. Czego państwu życzę.
 

Joe Bonamassa, Live from Nowhere in Particular, Provogue 2008 

  

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną