Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Muzyka

Dziewczyna na motocyklu, za zakrętem

Recenzja płyty: Marianne Faithfull, "Easy Come, Easy Go"

Pozwala zasnąć w bujanym fotelu

Gdyby powstał film o życiu i twórczości Marianne Faithfull i puszczano by go w telewizji, trzeba by opatrzyć go czerwoną kropką w lewym górnym rogu. Zaczynała jako wychowana przez zakonnice,  ładna i powabna artystokratka. Wysokim głosem śpiewała folkowe pieśni w popowo-orkiestrowych aranżacjach. Osóbka, o której pewnie słuch szybko by zaginął, gdyby nie zorientowała się, że jest kimś zupełnie innym. Kimś znacznie mniej grzecznym. Kimś, kto nie boi się badać mrocznych stron duszy i  ciała. Ale też kimś na tyle silnym, że podniesie się, kiedy te mroki przycisną go do ziemi, i jeszcze zrobi z tego sztukę.

W wywracaniu dotychczasowego wizerunku pomogli jej koledzy z zespołu Rolling Stones. Faithfull, szczęśliwa młoda mężatka, postanowiła, że zostanie dziewczyną jednego z nich. W tym celu przespała się z każdym, a konkurs wygrał Mick Jagger. W tym mniej więcej czasie zagrała w filmie „I'll Never Forget What's 'is Name ", w którym jej bohaterka, jako pierwsza w historii kina, wypowiedziała słowo „fuck". Tak, jak w „Dziewczynie na motocyklu" tuż o ślubie uciekła na motorze do kochanka, tak w życiu uciekła od męża do Jaggera. Ich burzliwy związek nie należał do szczęśliwych. Marianne na długie lata uzależniła się od narkotyków. Przez pewien czas, bezdomna, włóczyła się po squotach. Kiedy w 1978 roku podniosła się z upadku i nagrała album „Broken English", jej głos był zachrypnięty, ułomny, obniżył się o oktawę. Ale Faithull potrafiła przekuć braki techniczne i bolesne doświadczenia w atuty. W ten sposób narodził się jej styl. Niczym dziewczyna z ekspresjonistycznego kabaretu, nieco teatralnie i w emocjach, opowiadała za pomocą piosenek o bolesnych przeżyciach, rozpaczy i seksie. Sama zaczęła pisać teksty. Muzyka stała się ostra i wysmakowana. Nie wyglądała już  jak słodka dziewczynka i nie próbowała tego kokieteryjnie maskować. Z rozkosznej gwiazdki pop przekształciła się w artystkę charakterystyczną, zbuntowaną wobec tego, jak kobieta powinna brzmieć i wyglądać. W 1987 roku nagrała płytę z coverami utworów innych artystów „Strange Weather", poruszająco emocjonalny komentarz do własnego burzliwego życia.

Podobnie zrobiła teraz, dwadzieścia dwa lata później, jako kobieta po sześćdziesiątce. I jak Johnny Cash, który pod koniec życia, pod okiem doskonałego producenta Ricka Rubina, w towarzystwie młodszych od siebie, ale już legendarnych artystów, nagrał pięć świetnych płyt z interpretacjami amerykańskich piosenek. Na płytę „Easy Come, Easy Go", Faithfull zaprosiła samych wielkich alternatywnej sceny pop (m.in. Nick Cave, Cat Power, Rufus Wainwright, Antony Hegarty, Jarvis Cocker, Sean Lennon) i nowojorskiej sceny muzyki improwizowanej (Marc Ribot, Greg Cohen, Joey Baron) - bo kto by jej odmówił? - ale nie pozwoliła im pograć i pośpiewać. Wysunęła się na pierwszy plan, właściwie  postanowiła nie korzystać z potencjału gości, równie dobrze - może poza paroma wyjątkami - mogłoby ich tam nie być. W zamian nie dała zbyt wiele: powściągliwe, beznamiętne  covery kobiety, która nie chce już opowiadać o sobie, rezygnuje ze swego głównego atutu - emocji i interpretacji, odsłaniając bezużyteczne tym razem niedostatki wokalne.

Nie ma pomysłu, jak muzyką opowiedzieć o starości. Co prawda charakterystyczny głos, producent i instrumentaliści zrobili swoje: materiał, choć pierwotnie różnorodny stylistycznie (także wzięty z repertuaru młodych zespołów, jak Neko Case, The Decemberists, czy The Espers), jest spójny i na poziomie. Ale jak na Faithfull to zdecydowanie za mało. Cash sprawił, że czuliśmy mrowienie gdzieś w okolicach splotu słonecznego, Faitfull pozwala nam zasnąć w bujanym fotelu.
 

Marianne Faithfull, Easy Come, Easy Go, Dream Music 2009
 

  
 

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną