Jeszcze zanim najnowsza płyta U2 trafiła do polskich sklepów, opinie rodzimej krytyki na jej temat podzieliły się na dwa skrajnie różne segmenty. Jedni z entuzjazmem powitali arcydzieło, drudzy uznali „No Line On The Horizon” za totalną porażkę. Świadczy to głównie o tym, że irlandzki zespół wciąż budzi wielkie emocje, a co do płyty – być może nie jest najlepsza na tle całego dorobku U2, ale nie jest też dowodem klęski.
Bono i koledzy przestawili się na nieco lżejsze granie, co jednak nie znaczy, że stali się nagle wyznawcami popowej dyskoteki. Mamy tu raczej do czynienia z powrotem do klarownego idiomu rocka z gitarowymi solówkami, głos Bono nadal jest mocny, no i dochodzą jeszcze partie chóralne, czego wcześniej w dokonaniach U2 nie było w nadmiarze. Estetyka tego albumu rozpina się między ostrą rockową energią a balladą z lekką przewagą refleksyjności, ale to bardziej plus niż minus. Sceptykom radzimy uważniej słuchać – naprawdę warto.