Zdzisław Pietrasik: – Z ostatniego festiwalu w Berlinie przywiozłem numer „Hollywood Reporter”, w którym jest zapis debaty młodych aktorów. Może na rozgrzewkę przećwiczymy kilka zadawanych im pytań? Pierwsze: Czy zdarza się wam, że dostajecie scenariusz i po przeczytaniu ogarnia was lęk, że nie potraficie tego zagrać?
Marcin Dorociński: – W żołnierskich słowach: tak, zdarza się.
Aktorka amerykańska opowiada, iż kiedyś usłyszała, że jak aktor się nie denerwuje, to znaczy, że nie jest zdolny. O shit, pomyślała, to znaczy, że nie jestem utalentowana.
Należę do tych, którzy się bardzo denerwują. Chyba nawet za bardzo. Tuż przed rozpoczęciem zdjęć nie śpię przez kilka dni, nie umiem wyłączyć mózgu. Jestem marudny i ogólnie jest nerwowo.
To znaczyłoby, że jest pan zdolny…
Skłonność do denerwowania się nie jest miarą talentu.
Kolejne pytanie „Reportera” skierowane do aktorów: Jakie było twoje najgorsze doświadczenie z reżyserem?
Najgorsze słowa, jakie usłyszałem od reżysera, to była wskazówka: zagraj tak, jak to jest napisane. Nic nie zmieniaj. A ja akurat próbowałem coś zmienić, dać coś od siebie…
I co pan robi w takiej sytuacji?
Zamykam się w sobie. A jeżeli żaden argument nie działa, następuje kompletna blokada i wycofanie. Na szczęście takie sytuacje rzadko się zdarzają. Ponadto, z biegiem lat lepiej się orientuję, kiedy jest możliwe porozumienie z reżyserem, a kiedy nie.
Jeszcze jedno pytanie z debaty: Jak wybierasz swoje role?
Scenariusz, scenariusz i jeszcze raz scenariusz. To podstawa. Ważny jest też reżyser, czasami najważniejszy: jak w przypadku Wojtka Smarzowskiego.