POLITYKA: – Uraził pan niemało osób jednym zdaniem wypowiedzianym podczas odbierania Paszportu POLITYKI: „Macie państwo tupet, że tu przyszliście”. Kogo miał pan właściwie na myśli?
Zygmunt Miłoszewski: – Ze sceny powiedziałem, że zwracam się do urzędników państwowych obecnych na sali, i ich dokładnie miałem na myśli. Nie szeregowych urzędników, tylko prezydenta i ministrów, których kultura interesuje tylko wtedy, kiedy jest wielka gala i transmisja w telewizji. Czuję niesmak, kiedy o tym myślę. Joachim Gauck, prezydent Niemiec, chodzi na zwykłe spotkania autorskie, bez kamer i telewizji, ale po to, by posłuchać ulubionych pisarzy i porozmawiać o literaturze.
Może to jest ten moment, kiedy prezydent Polski zwyczajnie chce się spotkać z ludźmi kultury, zresztą na redakcyjne zaproszenie.
Ale żartujecie, prawda? Bo ciężko mi uwierzyć, że bronicie prezydenta Komorowskiego jako znanego konesera i konsumenta kultury. Uważam, że od urzędnika tej rangi należy wymagać, żeby aktywnie i świadomie dbał o formację intelektualną przyszłych pokoleń, świecąc przykładem. Zwłaszcza że, jeśli wierzyć konstytucji, to nie ma on za wiele do roboty.
Urządza koncerty i otwiera wystawy w swoim pałacu, włącznie z prezentacją młodej polskiej sztuki...
...wystawa Chełmońskiego i narodowe czytanie Fredry? Błagam. Polska kultura współczesna odnosi wyjątkowe sukcesy. W teatrze Lupa i Warlikowski mają status światowych klasyków, polskie filmy regularnie dostają najważniejsze nagrody, literatura też jest coraz mocniej obecna za granicą. Ja wróciłem właśnie z premiery swoich książek we Francji i Hiszpanii. A prezydent organizuje wielkie wydarzenie: czytanie Trylogii Sienkiewicza.