Ania z zielonej wyspy
Recenzja serialu: „Ania, nie Anna (Anne with an E)”, reż. Niki Caro
Nowa, zrealizowana z rozmachem, do jakiego przyzwyczaił swoich widzów Netflix (tu z pomocą CBC), ekranizacja klasycznej serii powieściowej o Ani z Zielonego Wzgórza, osieroconej dziewczynce o wielkim sercu, wielkiej wyobraźni i nieposkromionym języku, która przez pomyłkę trafia na farmę prowadzoną przez starzejące się rodzeństwo Cuthbertów (Geraldine James i R.H. Thomson) i dzielnie walczy o ich miłość, przychylność otoczenia i swoje miejsce na świecie. Amybeth McNulty, płomiennoruda, 15-letnia, ale już doświadczona aktorka, by dostać szansę zagrania Ani Shirley, musiała ponoć pokonać 1800 konkurentek. Wygrana McNulty nie dziwi – jej Ania jest wybuchową mieszanką radości życia (mimo koszmarnych wspomnień z dzieciństwa, które oglądamy w przebitkach), uporu, inteligencji i skłonności do melodramatyzowania – wynik lektur, które pomagały jej uciekać od rzeczywistości.
Ania, nie Anna (Anne with an E), według powieści Lucy Maud Montgomery, Netflix, od 12 maja