Krzysztof Pastor przeniósł na scenę Opery Narodowej „Kurta Weilla” – swoją realizację z 2001 r. z Het Nationale Ballet w Amsterdamie, która swego czasu zebrała znakomite recenzje. Warszawski spektakl zapewne różni się bardzo od amsterdamskiego – nasz balet dopiero staje na nogi, choć widoczne są postępy. Ale całość jest interesująca jako wizja artystyczna, choć może brak w niej ciągłości. Jest tu cień historii, próba pokazania sylwetki tego wszechstronnego (z czego nie wszyscy może zdają sobie sprawę) kompozytora, choć czasem nie do końca zrozumiałe są skojarzenia i aluzje, np. obrazy z „Popiołu i diamentu” podczas songu „Wie lange noch?”.
Całość jest kolażem stworzonym z obrazów filmowych (pokazywanych na jednym dużym ekranie i kilku małych ruchomych), występów wokalnych – solistycznych i chóralnych (niestety, songi śpiewane są w większości zbyt operowo), no i oczywiście tańca, który w tym kontekście nie znajduje się bezwzględnie na pierwszym planie. Ciekawy jest dobór muzyki z różnych okresów twórczości Weilla i o różnych stylistykach, m.in. młodzieńcza chóralna „Modlitwa”, fragmenty I i II Symfonii czy ekspresjonistyczna Sonata na wiolonczelę i fortepian. Można by ten spektakl nazwać: Weill, jakiego nie znamy.