"Elektra” to druga w krótkim czasie premiera w Stołecznej Operze Narodowej związana z mitem o zbrodniczym rodzie Atrydów. Jednoaktowe, prawie dwugodzinne dzieło Richarda Straussa, z muzyką kipiącą od emocji, skupia się na jednym dniu i wokół córki mężobójczyni Klitemnestry, Elektry.
Niestety grająca jej rolę w warszawskiej premierze Jeanne-Michèle Charbonnet nie była w stanie pokazać w pełni blasku tej partii (ogłoszono przed spektaklem, że jest przeziębiona), ale aktorsko była znakomita. Odwrotnie z jej siostrą Chryzotemis (Danielle Halbwachs), obdarzoną pięknym sopranem, ale mniejszymi zdolnościami aktorskimi.
Większość ról, w tym Orestesa, który ostatecznie dokonuje dzieła zemsty na Klitemnestrze i Egiście, to właściwie epizody. Na tym tle Ewa Podleś jako Klitemnestra, kobieta silna i władcza, zbrodnicza i nieszczęśliwa, lśni w tym spektaklu jak brylant, a jej głos w niskich rejestrach przyprawia po prostu o dreszcze. Przejrzysta, konsekwentna i estetyczna realizacja reżysera Willy’ego Deckera również sprawia prawdziwą satysfakcję; zaskakuje tylko w samym finale, gdzie nieoczekiwanie zostaje dodane jeszcze jedno morderstwo.