Warsztaty pochwowe
Recenzja spektaklu: "Dolne partie – musical intymny", reż. Szymon Turkiewicz
Kameralne „Dolne partie – musical intymny” (Scena Współczesna, budynek Starej Prochowni), wyreżyserowane i skomponowane przez Szymona Turkiewicza, są rodzimą, przaśną odpowiedzią na teatralny hit Eve Ensler „Monologi waginy”. Bohaterkami są trzy młode, nieśmiałe kobiety, które spotykają się na warsztatach pochwowych. Ich przewodniczką w podróży do jądra kobiecości jest trenerka fitness. Ta czwórka przeprowadzi widzów przez kolejne etapy odkrywania sekretów kobiecości. Zaczyna się od poszukiwania własnej nazwy dla „dolnych partii” i rysowania wyobrażenia na ich temat. Opowieści o kobiecych potrzebach emocjonalnych i seksualnych spuentuje ludowa piosenka o Janku jebace. Narodziny kobiecości podsumuje rapowany song o „przyjeździe ciotki z Ameryki”. Wstyd, tabu, a czasem traumy związane z kobiecą intymnością i seksualnością aktorki próbują rozbijać za pomocą humoru zdecydowanie niewysokich lotów.
Artystycznie „Dolne partie” to żadne wydarzenie. Ale może wcale nie miały być? Może w tym właśnie przypadku rozrywka, pozbawiona napięcia wywoływanego przez etykietę „sztuka”, lepiej nadaje się do otwierania ludzi i oswajania ich z tematami tabu? Pytane przez aktorkę kobiety z widowni o to, jak nazywają swoje intymne obszary, po chwili zaskoczenia odważnie odpowiadały: cipka, myszka, mysia. Reszta widowni (damsko-męskiej) nagrodziła je rzęsistymi, spontanicznymi brawami.