Co Barbarę Wysocką zainteresowało w noweli Büchnera o Jakobie Michaelu Reinholdzie Lenzu, XVIII-wiecznym prekursorze romantyzmu w Niemczech, autorze niedocenionych za życia sztuk „Żołnierze” i „Guwerner”? Narodziny choroby (u pisarza zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną)? Nadwrażliwość? Obsesja artysty tworzenia siebie na nowo i możliwie precyzyjnego opisu tego procesu? Obserwacja, że jego heroicznej walce ze światem i ze sobą samym towarzyszą dziecinne reakcje i potrzeba zwrócenia na siebie uwagi otoczenia? Pewnie wszystko to razem.
Przestrzeń, w której reżyserka wraz ze scenografem Mirkiem Kaczmarkiem umieściła tytułowego bohatera (Szymon Czacki) i jego towarzyszy: przyjaciela i krytycznego komentatora jego radykalnych poglądów na sztukę i poczynań (Modest Ruciński) oraz opiekuna – pastora Oberlina (Oskar Hamerski), może pomieścić każde pytanie i każdą kwestię. Zasypana pięknym sztucznym śniegiem scena z potężnym drzewem z boku i miniaturkami domków ze światłem w oknach z drugiej strony jest rodzajem instalacji, w której aktorzy odgrywają swoisty koncert na trzy głosy – trzy narracje, relacjonując i komentując poczynania Lenza, to zbliżając się do głównego bohatera, to od niego oddalając. Spektakl Wysockiej jest zimny jak śnieg i jak zaspy śnieżne wciągający.
Lenz, Georg Büchner, reż. Barbara Wysocka, Teatr Narodowy w Warszawie