Teatr

Treliński znów w kolorach

Recenzja spektaklu: "Turandot", reż. Mariusz Treliński

Minusem, i to dużym, jest dobór solistów pod względem wyglądu, nie głosu Minusem, i to dużym, jest dobór solistów pod względem wyglądu, nie głosu Radek Pietruszka / PAP
Mariusz Treliński i Boris Kudlička częściowo wracają do stylistyki uprawianej we wcześniejszym okresie wspólnej działalności.

Cztery gwiazdki za muzyczną robotę włoskiego gościa, dyrygenta Carlo Montanaro, ale i za wyjście poza krąg banalnych wnętrz i rekwizytów. W nowej inscenizacji „Turandot” Mariusz Treliński i Boris Kudlička częściowo wracają do stylistyki uprawianej we wcześniejszym okresie wspólnej działalności: jest tu odważne operowanie przestrzenią sceny, swoisty estetyzm, ponownie pojawiają się barwy, inaczej niż w poprzednich, dość przygaszonych realizacjach. Kilka elementów jest naciąganych, np. ministrowie Ping, Pang i Pong jako transwestyci czy dopisany na pierwszych nutach wstęp fabularno-pantomimiczny, na szczęście krótki. Można zauważyć czasem zbyt intensywne poszukiwanie łatwego efektu, jednak przynajmniej coś się dzieje i ma to coś wspólnego z treścią, co we współczesnych realizacjach wcale częste nie jest.

Minusem, i to dużym, jest dobór solistów pod względem wyglądu, nie głosu (dotyczy to zwłaszcza postaci tytułowej: w drugiej obsadzie Włoszka Francesca Patanè w roli tytułowej denerwuje ostrą, brzydką barwą głosu); w efekcie też druga obsada jest dużo gorsza od pierwszej, co w teatrze na poziomie nie powinno się zdarzać. Za drugą obsadę powinnam dać spektaklowi co najmniej o gwiazdkę mniej. Najlepsi są obecni w obu obsadach: Rafał Siwek jako Timur, ojciec Kalafa, i sędziwy Kazimierz Pustelak w roli Cesarza, ojca Turandot.

Turandot, Giacomo Puccini, reż. Mariusz Treliński, Teatr Wielki-Opera Narodowa w Warszawie

Polityka 18.2011 (2805) z dnia 29.04.2011; Afisz. Premiery; s. 71
Oryginalny tytuł tekstu: "Treliński znów w kolorach"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną