Przepis na sukces kasowy jest prosty: znana historia, erotyczne męsko-damskie przepychanki, najlepiej w wykonaniu ładnych aktorów, trochę zabawnych cytatów z popkultury, ktoś pijany i kilku kretynów – do śmiechu. Szekspir stosował tę receptę, był w końcu współwłaścicielem trupy teatralnej, która musiała na siebie zarobić. Swoje sztuki tak jednak konstruował, żeby oprócz okazji do rozrywki, dawały także szansę na realizację spektakli głębszych, mniej oczywistych, trudniejszych.
Bożena Suchocka wybrała przepis na sukces. Postawiła na nagość aktorek (grająca Hermię Anna Gorajska biega po scenie z niemal gołym biustem), przaśną erotykę, z Pukiem (Mariusz Drężek) jako jej wyznacznikiem – upalonym, podstarzałym hipisem, obmacującym elfy. Są, jak w kinie, układy walk w wykonaniu Przemysława Sadowskiego, prężącego mięśnie gwiazdora seriali sensacyjnych oraz przerywniki w wykonaniu trupy domorosłych aktorów, z najgrubszym i największym z ekipy w roli kobiety. Moi sąsiedzi w chwilach wolnych od śmiechu z zachwytem powtarzali końcówki kwestii i rzucali uwagi typu: „Ale nawalona!” (o pijanej Tytanii). Będzie przebój.
William Szekspir, Sen nocy letniej, reż. Bożena Suchocka, Teatr Ateneum w Warszawie