Kto Kainem, kto Ablem
Recenzja spektaklu: „W mrocznym mrocznym domu”, reż. Grażyna Kania
Sztuka współczesnego amerykańskiego dramatopisarza to świetnie napisany, wciągający thriller psychologiczny. Braci Terry’ego (Grzegorz Małecki) i Drew (Marcin Przybylski) łączy i jednocześnie dzieli trudne dzieciństwo. Dwie dekady później Terry jest zamkniętym w sobie, nieprzyjemnym typem, a Drew egoistycznym królem życia, który z balansowania na granicy prawa i przyzwoitości uczynił ulubioną dyscyplinę sportu. Kiedy sprawy się komplikują, nadchodzi czas rozliczeń. A że chodzi o dzieciństwo – więcej tu fikcji i mitologizacji niż faktów. Nic nie jest jednoznaczne, Kain i Abel kilkakrotnie zamieniają się rolami, a autor kpi z modnych teorii psychologicznych i zadaje pytania o (determinujący?) wpływ pierwszych kilkunastu lat na resztę życia człowieka.
Grażyna Kania postawiła na aktorów. Grają tuż przed oczami widzów, na tle ściany bluszczu, która wraz ze żwirem stanowi całą scenografię. Przybylski i Małecki rozkręcają się powoli, ale kiedy już wejdą w rytm, stopią się z postaciami, ich pełne napięcia dialogi robią wrażenie. Świetna jest też pojawiająca się w środkowej części spektaklu Milena Suszyńska w roli nastoletniej Jennifer.
Neil LaBute, W mrocznym mrocznym domu, reż. Grażyna Kania, Teatr Narodowy w Warszawie