Zetrzeć uśmiech samozadowolenia
Recenzja spektaklu: „Szczury”, reż. Maja Kleczewska
Hauptmann opisał dwa światy: bogatych niemieckich mieszczan z początków XX w. i poniewieranej przez nich polskiej służącej. Dramaturg Łukasz Chotkowski i reżyserka Maja Kleczewska przełożyli tę opowieść na współczesne realia. Kanwą przedstawienia uczynili historię przedstawicieli polskiej klasy średniej, obracających się w kręgach artystycznych, którzy doświadczeni śmiercią dziecka przejmują noworodka swojej ukraińskiej gosposi (Karolina Adamczyk). Długa, otwierająca spektakl scena to pokaz polskiej wyższości, cywilizacyjnej i finansowej, nad zagubioną Ukrainką.
Krytyka społeczna łączy się z pewnie nie do końca zrozumiałą dla widza polemiką reżyserki z twórcami z Teatru Narodowego, z którymi ma na pieńku od czasu realizacji „Orestei”.
Szczury, według Gerharta Hauptmanna, reż. Maja Kleczewska, Teatr Powszechny w Warszawie i Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie