Autorzy spektaklu nie próbują oddać skomplikowanego, naznaczonego przez wojnę, Holocaust i oskarżenia o kolaborację życiorysu Wiery Gran, pieśniarki, gwiazdy przedwojennych warszawskich kabaretów. Dzięki temu omijają pułapkę sentymentalizmu – żydowskiego i warszawskiego (wyświechtany „Paryż północy”) czy udawania, że potrafią (potrafimy) dziś powiedzieć jakąś prawdę o doświadczeniu tamtego czasu. Bardzo dobrze, że nie ma w spektaklu stereotypów, gorzej, że nie ma nic świeżego w zamian. To znaczy nie do końca nic, bo są piosenki samej Gran. W nowych, współczesnych, momentami ironicznych aranżacjach i takim wykonaniu aktorów Żydowskiego brzmią intrygująco, mają jakąś uwodzicielską moc. Ale niestety „Wiera Gran” nie jest koncertem, posiada także scenki-łączniki, pretensjonalne, do tego dla nieznających biografii artystki niezrozumiałe. Aktorzy, kiedy nie śpiewają, zbici w grupki albo pojedynczo wdzięczą się do widzów, przypominając stadko drobiu. Ponoć miała to być gra z kiczem i tandetą rozrywki międzywojnia.
Weronika Murek, Wiera Gran, reż. Jędrzej Piaskowski, Teatr Żydowski w Warszawie