Przedstawienie „Śmierć Dantona” to kolejne po „Lenzu” spotkanie Wysockiej z oryginalną dramaturgią zmarłego w 1837 r. w wieku 23 lat niemieckiego dramaturga (i biologa, obronił doktorat z systemu nerwowego brzany) oraz kolejny, po „Juliuszu Cezarze” Szekspira z Powszechnego, zrealizowany z rozmachem spektakl o władzy. Uniwersalny i z aluzjami do polskiej „dobrej zmiany”. Aktorzy poruszają się po metalowym rusztowaniu, symbolizującym tyleż wspinaczkę na szczyt władzy, co na szafot, gilotyny nie ma, ale w finale rynną potoczą się z niego w dół głowy – główki kapusty. Spektakl Wysockiej o rewolucji w imię oczyszczenia moralnego, która przy zachęcie „suwerena” zmienia się w karnawał terroru i na koniec zjada własne dzieci, jest z premedytacją ostentacyjny i dosłowny. Niewyszukane symbole, kostiumy z epoki, peruki i makijaże, mięsiste, z rozmachem aktorstwo dobrze współgrają i z pełnym biologicznych metafor tekstem Büchnera, i z dzisiejszą, zanurzoną w prostacko interpretowanej historii Polską. Danton (świetny tu Oskar Hamerski) do śmierci pozostanie w kaftanie i portkach z XVIII w., odreagowujący kompleksy pod przykrywką słusznej sprawy Robespierre (Przemysław Stippa) i jego ekipa prawych i sprawiedliwych zmienią kaftany i peruki na garnitury (i gadżety) z epoki Gomułki. Komentarz do Marca ’68 i jego obecnego, specyficznego powrotu po półwieczu?
Georg Büchner, Śmierć Dantona, reż. Barbara Wysocka, Teatr Narodowy w Warszawie