Wbijanie szpileczek
Recenzja spektaklu: „Przodownicy miłości. Rewia związkowo-robotnicza”, reż. Jacek Mikołajczyk
W 1935 r. władze amerykańskiego Związku Zawodowego Pracownic Przemysłu Tekstylnego zamówiły u Harolda Rome’a musical o życiu robotnic, który one same mogłyby wystawić w wolnym czasie, w ramach kulturalnej edukacji. Premiera odbyła się dwa lata później, musical okazał się hitem i trafił na Broadway, gdzie zagrano go ponad 1100 razy, w obsadzie złożonej z autentycznych krojczych i szwaczek. A jednak przeniesienie go na polskie deski w 2020 r. było przedsięwzięciem ryzykownym. Nie tylko z uwagi na złe skojarzenia z Peerelem, ale i na mocno archaiczne już walory artystyczne. Na szczęście Jacek Mikołajczyk potraktował materiał wyjściowy z dużą swobodą, począwszy od tytułu (w oryginale bezbarwne „Szpileczki i igiełki”). Przeniósł akcję w dzisiejsze czasy i w realia Sosnowca, nadając jej zaskakującą aktualność, bo czasy się zmieniają, ale robotnik ma zawsze pod górkę. „Gdy zechcą was pozbawić praw/nie bijcie im potulnie braw” – czyż nie brzmi to znajomo? I tak z ramoty robi się nieoczekiwanie pełna sarkazmu satyra na współczesny świat, zabawnie zagrana przez cały zespół. Wyśmienitym pomysłem okazało się wprowadzenie do spektaklu nowej postaci: narratorki. Robotnicy, która w roli rewiowego konferansjera nagle musi zastąpić nieobecną gwiazdę – brawurowo grająca ją Mirosława Żak kradnie show od pierwszych minut.
Harold Rome, Przodownicy miłości. Rewia związkowo-robotnicza, adaptacja i reż. Jacek Mikołajczyk, Teatr Zagłębia w Sosnowcu