Czemu wiatr wschodni niesie mróz, a południowy
Chłód, tego się nie dowiesz, dopóki nie wyschnie
Studnia wiatrów i póki zachód nie przestanie
Tonąć w wichrach, niosących łupinę i owoc
Po tysiąckroć opadły;
Czemu jedwab jest miękki, czemu kamień rani,
Dziecko wciąż musi pytać, a gdy spyta, czemu
Nocny deszcz i krew w piersi krążąca na równi
Gaszą jego pragnienie - odpowie mu czerń.
Tą strofą wiersza Thomasa Dylana kończy się spektakl "Pamięć wody", zrealizowany na podstawie sztuki brytyjskiej autorki, Shelagh Stepehnson (premiera odbyła się 24 października w Teatrze Nowym w Poznaniu). Zapowiadano go jako komedię, tymczasem okazał się głęboko liryczny i poważny, choć wiele w nim humoru i niemało wywołuje śmiechu. I dobrze, że akcenty tak się właśnie rozłożyły. Bo powstała naprawdę świetna sztuka.
Tytułowa pamięć wody to hipoteza mówiąca, że woda gromadzi i przechowuje informacje. Freud kojarzył wodę z podświadomością i kobiecością, Jung - z nieświadomością. Gaston Bachelard w "Wyobraźni poetyckiej" analizował symbolikę wody w kontekście melancholii i matki: "Skoro z wodą wiążą się tak mocno wszystkie nie kończące się marzenia o zgubionym losie, śmierci, samobójstwie - trudno się dziwić, że dla tak wielu ludzi woda jest żywiołem melancholijnym".
Trzy dorosłe siostry, Mary, Theresa i Catherina, chowają w sobie małe dziewczynki, które potrzebują ciepła i akceptacji. Spotykają się w rodzinnym domu, by przygotować pogrzeb matki. Wspominają dzieciństwo, borykają się z problemami w związkach (Mary funkcjonuje jako "ta druga", z Kate właśnie zrywa przez telefon jej narzeczony z Hiszpanii), z życiem zawodowym.