Na wystawie zgromadzono ponad sto prac. Znam wybitnych malarzy, którzy więcej obrazów nie namalowali przez całe życie. Tymczasem dla Dwurnika to ledwie skromniutka próbka jego dorobku, liczonego w tysiące, a może już dziesiątki tysięcy dzieł. I stąd to tytułowe skojarzenie. W swym fachu imał się wszystkiego: rysunków, grafik, kolaży, malarstwa figuratywnego i abstrakcyjnego. O niesłabnącej popularności jego sztuki przesądziły chyba dwie okoliczności. Po pierwsze, nieco prymitywizujący i bardzo narracyjny sposób malowania, sprawiający, że obrazy te można czytać jak opowiadania. Po drugie zaś, niezwykłe wyczulenie na przeróżne – choć z reguły ciemne – aspekty naszej narodowej duszy, obyczajów, rytuałów, słowem, na ów tytułowy obłęd fenomenu pod tytułem: polska cywilizacja. A cóż bardziej pociąga od dosadnego wizerunku nas i naszych sąsiadów?
Jak na klasyczną retrospektywę przystało, prace Dwurnika ułożono w porządku chronologicznym, co pozwala prześledzić ewolucję (niezbyt radykalną) jego malarstwa. Są więc w ekspozycji prace ze wszystkich najsłynniejszych cykli malarskich, Dwurnik zawsze bowiem malował seriami: Sportowcy, Robotnicy, Warszawa, Podróże autostopem itd. Wystawa nie jest jakimś artystycznym rarytasem, bo Dwurnika wystawia się w Polsce dość regularnie. Kogo jednak dotychczas ominęły te prezentacje, ten czasu poświęconego wystawie z pewnością nie uzna za stracony.
Edward Dwurnik, Obłęd, Muzeum Narodowe w Krakowie, wystawa czynna do 9 czerwca