Pochwalić trzeba aranżację: zróżnicowaną, działającą na widza różną skalą i charakterem eksponatów, obrazem, dźwiękiem, tekstem pisanym, a nawet światłem. Gorzej jest z zawartością. Ambitne zamierzenie, by uczcić rocznicę wybuchu I wojny światowej i utworzenia Legionów, akurat w przypadku tego muzeum był zadaniem dość karkołomnym. Kuratorzy zapewniali, że zależało im na „przełamaniu stereotypu Żyda, rzekomo biernego wobec walki o Polskę”. Do osiągnięcia owego szlachetnego celu zabrakło jednak armat. W efekcie cała siła perswazyjna „wisi” na jednym praktycznie bohaterze – malarzu Leopoldzie Gottliebie, który wzorcowo odpowiada przesłaniu: był żołnierzem I Brygady, a przy okazji umiejętnie łączył wojaczkę z powołaniem i utrwalał w rysunkach wszystko, co widział, i wszystkich, których spotkał na frontowej drodze, z marszałkiem Piłsudskim na czele. To skądinąd bardzo ciekawy wątek, a prace wielce interesujące, ale same z trudem dźwigają ciężar wątku żydowskiego zaangażowania w niepodległość. Jeżeli jednak na chwilę zapomnimy o przesłaniu i po prostu potraktujemy wystawę jako kolejny hołd złożony dawnym bojownikom, to wątpliwości znikną. Mam nadzieję, że ów patent nie będzie powielany w kolejnych wystawach typu Żydzi a rozbiory czy Żydzi a Solidarność. Historia dostarcza przecież tylu ciekawych i naturalnych narracji.
Żyd, Polak, legionista 1914–1920, Muzeum Historii Żydów Polskich, Warszawa, wystawa czynna do 3 października