I choć oba dzieła dzieli wiele dziesięcioleci, to i sporo łączy: metafizyka codzienności, taki trochę swojski realizm magiczny, urzekające zatrzymanie w czasie, pokora wobec natury i nieuchronnego rytmu życia. Autor w 2009 r. trafił do małej bojkowskiej wsi na Ukrainie i przyjeżdżał tam w kolejnych latach, coraz bardziej integrując się z mieszkańcami, zyskując ich zaufanie, a przy okazji rozwijając swoją artystyczną wizję. Na szczęście Brykczyński oparł się pokusie sentymentalnych zachwytów czy naiwnych etnograficznych objawień. Karpacką mikrospołeczność pokazuje dyskretnie, z mieszanką sympatii i zaciekawienia. Przy pracy, religijnych obrzędach, wypoczynku. To proste, wysmakowane kadry, oscylujące gdzieś między społecznym reportażem, pejzażem a portretem. Wystawę docenią przede wszystkim ci wszyscy, którzy na urlop jeżdżą nie do Sopotu lub Zakopanego, ale w Kotlinę Kłodzką lub nad Biebrzę.
Jan Brykczyński, Boiko, Leica Gallery, Warszawa, wystawa czynna do 7 września