Na ścianach największej, pustej sali galerii niespiesznie rozwija się obraz wysokiej drucianej siatki. Otacza pomieszczenie, rozpoczyna kolejne koło i kolejne. A im więcej warstw nas otacza, tym stają się bledsze, mniej wyraźne, niedostrzegalne. To chyba robiące największe wrażenie w ekspozycji dzieło artysty, zaprezentowane na jego przeglądowej (prace z ostatniej dekady) wystawie. Jednoznacznie kojarzące się z czasami, w których żyjemy, z odgradzaniem się, budowaniem coraz to nowych barier wewnątrz i na zewnątrz kraju, do których istnienia w końcu się przyzwyczajamy. Praca była zgłoszona na Biennale Sztuk w Wenecji w 2017 r., ale jury polskiego pawilonu wybrało inną, bezpieczniejszą w wyrazie. Od czasu odebrania Paszportu POLITYKI w 2000 r. Lejman konsekwentnie rozwija własny artystyczny patent łączący malarstwo z zapisem filmowym. Tworzy tzw. wideofreski, raz monumentalne, kiedy indziej kameralne, ale nieograniczające się do czystej estetyki. Choć same w sobie hipnotyzują i trudno od nich oderwać wzrok, to zawsze opowiadają o czymś ważnym. Raz będą to kwestie bieżące, jak w pracy „500 bażantów”, dziwnie kojarzącej się z popisami byłego ministra ochrony środowiska Jana Szyszki. Kiedy indziej, jak w „Równi pochyłej” – o mozolnej wspinaczce w górę, często kończącej się nagłym upadkiem. Lejman nie boi się zadawać pytań o podstawowe wartości, ludzką naturę, sens egzystencji i inne ważne sprawy. Ale czyni to z dyskretną zadumą, bez patosu i efekciarstwa.
Dominik Lejman, Opatrzenie, Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku, wystawa czynna do 27 maja