A i dziś koncept wydawał się cokolwiek karkołomny: zbudować potężną ekspozycję (blisko 130 prac) tylko na podstawie jednego motywu, czyli koloru czerwonego. Efekty okazały się zaskakująco ciekawe. Pozyskano wyśmienite dzieła sztuki z najlepszych prywatnych polskich kolekcji, m.in. Wojciecha Fibaka, Krzysztofa Musiała czy rodziny Starmachów. Czerwień spływa więc z płócien Wojciecha Fangora, Jana Lebensteina, Alfreda Lenicy, Andrzeja Wróblewskiego, Magdaleny Abakanowicz i wielu innych. A dobre składniki to już połowa sukcesu. Kuratorowi udało się też ową jednobarwną falę farby rozdzielić na małe strużki. Umiejętnie pokazał, w jaki sposób artyści wykorzystywali i wykorzystują czerwony kolor, w jakim celu go używają, co za jego pomocą chcą opowiedzieć, z czym im się kojarzy. To barwa ognia i krwi, czyli bytów o dużej sile wyrazu i mocnym symbolicznym przesłaniu. Co świetnie widać choćby w pracach Agnieszki Kalinowskiej. A niekiedy i kolor komunistycznego totalitaryzmu, jak w słynnej pracy Leszka Sobockiego „Duszno”. Drzwi zostały uchylone. Galerii i kuratorowi dedykuję kolejne, inspirowane tekstami kultury pomysły: Wielki błękit, Ciemność, widzę ciemność, Błękitna Rapsodia czy Ponad śnieg bielszym się stanę.
Nazywam się Czerwień, wystawa zbiorowa, Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie, do 12 stycznia 2020 r.