Witkacy na nowo odkryty! – chciałoby się wykrzyknąć, śledząc wysiłki kuratorów wystawy, by słynnego artystę osadzić w różnych, także współczesnych, kontekstach. Tym sposobem dzieła gwiazd światowej sztuki mają np. dowodzić, że Witkacy nie był wcale – jak się przyjęło – artystą osobnym, ale doskonale osadzonym w artystycznych nurtach epoki. Kilka prac to oczywiście wątły argument, ale za to atrakcyjne urozmaicenie, bo udało się pozyskać m.in. dzieła Marcela Duchampa, Maxa Ernsta czy Wassilego Kandinskiego. Drugim śmiałym zabiegiem jest odejście od tradycyjnego, chronologicznego postrzegania dorobku artysty. Tym razem sięgnięto po kategorie problemowe. Niekiedy czytelne i oczywiste, jak „ciało”, „ruch”, „historia” czy „kosmologia”, czasami jednak wymagające dodatkowych wyjaśnień, jak „Indywidua na tle tajemnicy istnienia” czy „jedność osobowości”. Tytuł wystawy sugeruje, że sztuka Witkacego precyzyjnie odnotowywała wstrząsy i drgania epoki, i cywilizacyjne zmiany.
Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia, Muzeum Narodowe w Warszawie, do 9 października